Jan M Fijor Jan M Fijor
265
BLOG

Wygodny paradygmat

Jan M Fijor Jan M Fijor Polityka Obserwuj notkę 42

 

      Jak to możliwe, że większość znanych ekonomistów nie tylko nie przewidziała kryzysu, nie tylko nie wie co było jego przyczyną, ale proponuje do walki z nim nieskuteczną receptę?
 
Rządy fachowców
 
     W trakcie jednej z debat w TVN24 poświęconej przyczynom obecnego kryzysu światowego i sposobom przeciwdziałania mu, prof. Ryszard Bugaj, doradca prezydenta RP powiedział, że praprzyczyną kryzysu była nadmierna konsumpcja na kredyt w Stanach Zjednoczonych. Na zadane kwadrans później pytanie prowadzącego: co w takim razie robić, żeby przeciwdziałać kryzysowi? Stymulować konsumpcję na kredyt – odpowiedział prof. Bugaj bez cienia zażenowania. Czy trudno się potem dziwić, że Lech Kaczyński krytykuje rządzących za to, że z jednej strony nie zwiększają deficyt budżetowy, z drugiej zaś za to, że go zwiększają. Trudno się dziwić Bugajowi, skoro podobne poglądy reprezentuje i publicznie wygłasza znakomita większość polskich ekonomistów. Na konferencji, jaka odbyła się w końcu maja br. w pałacu prezydenckim, pośród pięciu zaproszonych b. ministrów finansów, czworo (Osiatyński, Kołodko, Lutkowski, Borowski) to orędownicy paradygmatu Johna Maynarda Keynesa o stymulowaniu gospodarki wydatkami publicznymi. Piąta, czyli Zyta Gilowska, to jedna z niewielkiej grupki znanych polskich ekonomistów – Leszek Balcerowicz, Jan Winiecki, Witold Kwaśnicki, Jacek Rostowski czy zmarły niedawno Wiesław Wilczyński – którzy rozumieją teorię ekonomii i odrzucają utopijne i fałszywe założenia teorii Lorda Keynesa, obalone przez Ludwiga von Misesa w 1912 roku, a więc kilkanaście lat zanim teoria ta powstała.
       Pod tym względem jesteśmy i tak w znacznie lepszej sytuacji niż Amerykanie.
       Szefem Krajowej Rady Gospodarczej, która jest najwyższym ciałem doradczym prezydenta Obamy jest syn dwóch wybitnych profesorów ekonomii oraz siostrzeniec laureata nagrody Nobla, Paula Samuelsona, Larry Summers, do niedawna także rektor uniwersytetu Harvarda. Cała rodzina wyznaje poglądy z pogranicza skrajnego interwencjonizmu i socjalizmu. Najbardziej aktywni amerykańscy laureaci ekonomicznej nagrody Nobla, Paul Krugman i Joseph Stiglitz to czystej wody socjaliści, choć utrzymują, że są wolnorynkowymi interwencjonistami. Podobne poglądy wyznaje (choć głosi inne) urzędujący minister Skarbu, Timothy Geithner oraz szef banku centralnego (FED), Bob Bernanke, a więc ludzie od których zależy kondycja monetarna i finansowa świata.
   
Jak to możliwe,
 
że ludzie tej klasy, światowa czołówka ekonomistów, nobliści i kandydaci do przyszłych Nagród Nobla wyznają poglądy sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem? Już widzę te głosy oburzenia; cóż za ignorant! Nikomu nie znany niedouk śmie kwestionować kwalifikacje Noblistów?! To bezczelność! Na swoją obronę mam nie byle jaki autorytet, mianowicie Thomasa S. Kuhna[1], który w swym wiekopomnym dziele pt. „Struktura rewolucji naukowych” zwraca uwagę, że naukowcy w każdej dziedzinie wiedzy dążą do przyjęcia pewnej matrycy teoretycznej, wizji podstawowej, paradygmatu. Raz przyjęty paradygmat – pisze Kuhn - nie jest sprawdzany czy kwestionowany, a dalsze badania stają się albo jego zastosowaniami, albo wyjaśnianiem niedoskonałości paradygmatu, który jest uznaną prawdą nawet wtedy, gdy okaże się, że jest fałszywy. Paradygmat nie trwa rzecz jasna wiecznie. Z chwilą pojawienia się zbyt dużej ilości faktów przeczących mu zostaje ostatecznie wyparty przez nowy, lepszy paradygmat. To wszystko jednak trwa. Paradygmat Ptolomeusza, że „Słońce kręci się wokół Ziemi” przetrwał do czasów Galileusza, a więc 180 lat po ogłoszeniu przez Kopernika „O obrotach ciał niebieskich”, w których polski astronom dowodził czegoś przeciwnego. Nieco krócej, ale też ponad pół wieku, trwał paradygmat znany w chemii, jako teoria flogistonu. Fałszywość paradygmatu Keynesa wyłożona została w misesowskiej „Teorii pieniądza i kredytu”, powstałej gdy John M. Keynes był jeszcze studentem, a więc mniej więcej 100 lat temu. Dlaczego tak długi okres czasu i liczne błędy teorii Keynesa, niektóre z nich wytknięte jeszcze przez...św. Tomasza z Akwinu, nie wystarczają współczesnym uczonym do jego obalenia i zastąpienia paradygmatem Misesa, krytykującym m.in. stymulowanie gospodarki poprzez zadłużanie podatnika czy kreowanie pieniądza z powietrza, co jest zabiegiem groźniejszym i kosztowniejszym niż sam kryzys?
 
Etatyści
 
       Zasadniczym powodem jest szczególny charakter paradygmatu Keynesa i samych uczonych. Teoria Keynesa jest bowiem teorią wyjątkowo wygodną dla rządzących, czyli dla polityków. Zakłada bowiem, że w sytuacjach kryzysowych rząd ma przejąć sterowanie gospodarką z rąk przedsiębiorców i stymulować konsumpcję na kredyt, który zaciąga pod zastaw przyszłych podatków. Nazywa się to interwencjonizmem i jest ulubioną formą rządzenia, co widać chociażby po entuzjazmie, z jakim politycy Zachodu ruszyli do stymulowania swoich gospodarek za pieniądze podatnika. Nie zraziły ich nawet jałowe, trwające już prawie ćwierć wieku próby wyprowadzenia z gigantycznej zapaści – przy pomocy recepty keynesowskiej - gospodarki japońskiej, czy analizy Miltona Friedmana i Murraya Rothbarda krytykujące zastosowanie rozwiązań keynesowskich przy okazji ratowania świata z Wielkiej Depresji 1929 – 1933. Nie zniechęciły też słowa innego wybitnego ekonomisty, noblisty, Friedrich von Hayek, który ostrzegał, że „gospodarka jest zbyt skomplikowana, aby jedna osoba, czy nawet grupa najwybitniejszych ekspertów była w stanie ogarnąć tę złożoność”. Nie zraża ich też fiasko ogromnych wydatków na pakiety stymulujące w USA czy Wielkiej Brytanii. N.b. jedynym rządem, jaki otwarcie i bezkompromisowo opowiedział się przeciwko keynesizmowi jest jak dotąd rząd polski, ale o tym później.
       Pamiętajmy, że gros ekonomistów pracuje w instytucjach państwowych, bądź quasi państwowych np. fundacjach, ciałach doradczych, uniwersytetach czy uczelniach prywatnych subsydiowanych i regulowanych przez rządy. Rzadko który wybitny ekonomista pracuje „na swoim”, a jeśli już to przeważnie z takim skutkiem, jak laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, współzałożyciel funduszu hedgingowego LTCM, prof. Myron S. Scholes, który skończył swój biznes spektakularnym bankructwem. Na skraju bankructwa stawał inny słynny noblista, James Tobin, doradcą prezesa Enronu też był noblista, którego nazwiska nie ujawniono. Trzeba mieć naprawdę silny charakter i zasady, aby w takiej sytuacji bardziej dbać o dociekliwość i obiektywizm naukowy niż o swój etat! Dlatego o tej grupie mówi się...etatyści. Ich upolityczniona wiedza poprzez media, które – nie ukrywajmy - też żyją z polityki, przenika do głównego nurtu, a więc do opinii publicznej, która myśli, że wie o co w gospodarce chodzi. Oportunizm rodzi ignorancję.
 
A o co w gospodarce chodzi?
 
      Spośród miriad krzywd, jakie John Maynard Keynes wyrządził ekonomii i podatnikom, zasadniczym jego błędem było zanegowanie klasycznej struktury produkcji, która przed powstaniem keynesowskiej „ogólnej teorii” wyglądała logicznie, a więc tak: praca, oszczędności, inwestycje, produkcja, konsumpcja. Anglik wprowadził w jej miejsce „swoją” strukturę: konsumpcja (w warunkach kryzysowych na kredyt), inwestycje i produkcja. Przyjął też, że oszczędności są rywalem konsumpcji, stąd pomysł stymulowania konsumpcji, gdy tymczasem są one jedynie konsumpcją odłożoną w czasie, z której finansuje się kredyty i inwestycje.
      Oba pomysły to pudło. Nie można konsumować, jeśli się nie wyprodukuje. To nie konsumpcja stymuluje produkcję, pisał prawie dwa wieki temu francuski ekonomista, Jean Baptiste Say, jest raczej odwrotnie. Co z tego, skoro pakiety stymulujące świadczą o trosce rządu o gospodarkę, co by nie mówić, imponują wyborcom, zwłaszcza związkowcom i opozycji, ciesząc się poparciem tych, którzy na nich skorzystają. Na szczęście, bez względu na to czy Keynes i jego wierni akolici tego chcą, czy nie, rynek mimo interwencji politycznych istnieje. I dlatego, gros programów stymulujących produkcję za pomocą konsumpcji finansowanej przez pieniądze konfiskowane podatnikowi, czy to w Japonii, a Stanach Zjednoczonych czy w Niemczech albo nie działa, albo po chwilowej poprawie (Japonia) wywołują jeszcze większe turbulencje na rynku. Ostatnie dane Banku Światowego – wbrew zapowiedziom Roberta Zoellicka, prezesa tej instytucji, który również jest wyznawcą paradygmatu Keynesa - dowodzą, że pakiety stymulujące prezydentów Busha i Obamy przynoszą spodziewane rezultaty, czyli wzrost gospodarczy, z tym że nie tam gdzie mają stymulować konsumpcję (USA, Japonii czy Niemcy), lecz w...Chinach i Indiach, gdzie stymulują...produkcję.
     Tak, pośród krajów dotkniętych obecnym kryzysem w najmniejszym stopniu znajdują się tylko te, w których rządy nie walczą z kryzysem poprzez napędzanie konsumpcji (Polska, Turcja, Chiny) lub walczą minimalnie (Cypr, Indie), a zamiast tego robią wszystko, aby nie przeszkadzać w produkcji. Potwierdza to Al Hunt z Bloomberg Television, mówiąc, że o ile w Stanach Zjednoczonych rośnie bezrobocie i inflacja, słabnie pieniądz i spada produkcja, o tyle w Indiach i Chinach inflacja jest niewielka i przewiduje się wzrost gospodarczy, odpowiednio 4 procent i 7 procent. Oba te fakty mają wspólnego fundatora, jest nim amerykański rząd a pośrednio podatnik. Można mieć nadzieję, że i w Polsce, ostatnie 0,8 procenta (albo 1,9 procenta wzrostu, jak tego chce Eurostat), to efekt takiej polityki, ponieważ my nadal produkujemy to, co obywatele pozostałych krajów Unii, zachęcani przez swoje rządy, skonsumują.
 
Jan M Fijor


 
 


[1] Thomas S. Kuhn, Struktura rewolucji naukowych, Aletheia, Warszawa2001
Jan M Fijor
O mnie Jan M Fijor

Nazywam się Jan M Fijor. 20 lat na emigracji w USA, Argentynie i Meksyku. Pracowałem tam jako barman, pośrednik, makler, doradca finansowy.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka