Jan M Fijor Jan M Fijor
74
BLOG

Mission impossible

Jan M Fijor Jan M Fijor Polityka Obserwuj notkę 15

    Kogo interesuje trwająca od trzech lat dyskusja nad kształtem polskiej służby zdrowia?

Odpowiedź brzmi: nikogo! Ani polityków, którzy glosują nad ustawą o ochronie zdrowia, ani samych pacjentów!

      
         Wystarczy, że jakiś amerykański kongresmen rzuci pomysł, np. należy zreformować ogrody zoologiczne, by już w następnym miesiącu półki księgarskie uginały się od pozycji dotyczących: budowy ogrodów zoologicznych, ich składu gatunkowego, osiągnięć zoologii, psychologii zwierząt, przykładów ze świat i setki innych tytułów, które mają zorientować tzw. społeczeństwo w kwestiach reformy zoo, jej kosztów i ewentualnych skutków społecznych.
        Za przykładem wydawców amerykańskich postanowiłem zmierzyć się z podobna misją.
        Toczy się w kraju od trzech lat dyskusja n.t. reformy służby zdrowia, wydam coś, co zorientuje Czytelników w temacie, gdyż sprawy związane ze służbą zdrowia owiane są mgiełką tajemniczości, żeby nie powiedzieć legendami. Niewielu Polaków – i chwała Bogu - ma „okazję” zetknąć się organoleptycznie z placówkami zagranicznych służb zdrowia i nie wiedzą naprawdę, czy tam gdzie nas nie ma jest lepiej niż u nas, czy gorzej.
        Z podobnego założenia (tyle, że po amerykańsku) wyszli autorzy książki zatytułowanej „Jak uzdrowić służbę zdrowia” (wydanej w USA pod oryginalnym tytułem: Lives at risk), autorstwa Johna C. Goodmana, Gerarda L. Musgrave’a i Demona M Herricka, która stała się na rynku amerykańskim bestsellerem gatunku „reforma służby zdrowia”. I trudno się dziwić. Książka jest rzetelnym raportem przedstawiającym najbardziej reprezentatywne rozwiązania systemowe w ramach tzw. „bezpłatnej służby zdrowia” funkcjonujące w takich krajach, jak: Niemcy, USA, Francja, Kanada, Wielka Brytania, Nowa Zelandia systemach Australia. Co więcej, napisana została w 2004 roku pod okiem nie byle jakiego autorytetu, bo samego Miltona Friedmana. Kierując się osobą Noblisty, recenzjami prasy i gustami Amerykanów postanowiłem książkę wydać w Polsce. Tym bardziej, że i u nas temat reformy służby zdrowia jest gorący.
      Książka ukazała się na rynku już prawie półtora roku temu i…..leży.
      Nie miałbym do nikogo pretensji, gdybym ją wydał… i spoczął na laurach. Ale ja stawałem na głowie, żeby ją spopularyzować. Jeździłem od konferencji do konferencji, od ministra zdrowia do dyrektora ZOZ, dzwoniłem do szpitali, odwiedziłem NFZ, ZUS, Sejm, pisałem do posłów, do osób odpowiedzialnych za opracowania „nowego” systemu opieki zdrowotnej i prawie nikogo książka nie zainteresowała. Zawarłem sojusz z burmistrzem Stalowej Woli, p. Andrzejem Szlęzakiem, który zamierzał zrobić w swoim mieście ogólnopolską konferencję samorządową, podobną inicjatywę obiecywał BCC i parę innych organizacji. I co? I nic! Poza kilkoma lekarzami ze związku zawodowego lekarzy, z dr. Krzysztofem Bukietem i nielicznymi dyrektorami szpitali, książki nie tylko nikt nie kupił, ale nawet za darmo nie chcieli wziąć.
       Pan eks-minister Piecha ją wyśmiał twierdząc, że w „Ameryce mają gorszą służbę zdrowia niż w Polsce”, zaś obecna pani minister Kopacz, zostawiła ofiarowaną jej przez nas książkę na parapecie okna w Sali konferencyjnej. To mnie akurat nie dziwi. Do polityki idą ignoranci i trudno od nich wymagać aktywności intelektualnej. Prezydent Obama też tej książki nie przeczytał. Skąd wiem? Gdyby przeczytał, to by się przecież nie zgodził na nacjonalizację amerykańskiej służby zdrowia, chyba że ma w tej sprawie jakieś swoje kalkulacje i interesiki. Zresztą, po co politykom wiedza o służbie zdrowia, skoro nie interesują się nią nawet sami najbardziej zainteresowani, czyli polscy pacjenci.
      Rozumiałbym brak zainteresowania wspomnianą książką, gdyby takich reformatorskich pozycji było więcej, gdyby w sprzedaży były lepsze opracowania, ale wspomniana pozycja – przynajmniej do połowy 2009 roku – była jedyną dostępną tego typu analizą. Książka nie jest ani droga, ani trudna w odbiorze, zawiera wiele bardzo nieintucyjnych informacji i wniosków i jest ogólnie dostępna, ale psa z kulawą nogą to nie interesuje. W kilku księgarniach oświadczono mi, że szkoda pieniędzy na książki z misją, bo takie „nie idą”. Wyjątek stanowią spiskowe teorie nt. masonerii, urynoterapia i metoda da Silvy. I to jest prawda. Podobny los spotkał dwie inne nasze książki z misja: „Inflację” Henry Hazlitta (misja pt. globalny kryzys finansowy) i „Zasady bezpiecznego biznesu, czyli jak ustrzec majątek przed nadużyciami władz skarbowych” (misja: przyjazne państwo). I chwatit!
       Dlaczego Polaków nie interesują sprawy, które leżą w ich żywotnym interesie? Są na to pytanie trzy możliwe odpowiedzi:
 
- stracili instynkt samozachowawczy;
- mają pełne zaufanie do polityków;
- cieszy ich istniejące status quo.
Quartus non datur, bo przecież nie uwierzę w to, że Polacy w ogóle nie lubią czytać książek.
 
Jan M Fijor
 
Jan M Fijor
O mnie Jan M Fijor

Nazywam się Jan M Fijor. 20 lat na emigracji w USA, Argentynie i Meksyku. Pracowałem tam jako barman, pośrednik, makler, doradca finansowy.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka