Jan M Fijor Jan M Fijor
201
BLOG

Niemiecki biznes

Jan M Fijor Jan M Fijor Polityka Obserwuj notkę 32

        Niektóre niemieckie firmy ubezpieczeniowe nadal wpisują do swych polis komunikacyjnych klauzulę zwalniającą je od odpowiedzialności w przypadku, gdyby posiadacz ubezpieczonego u nich pojazdu wyjechał nim do…Polski i tam miał miejsce wypadek lub kradzież auta. Powód? W Niemczech uważa się, że Polacy kradną.

Real politik
 
      Nie twierdzę, że w Polsce nie kradną, uważam jednak, że jeśli uznać, że istnieje coś takiego jak „zbrodnia narodowa”, to kradzież jest i tak znacznie mniejszą zbrodnią niż łapanki, czy unicestwianie niewinnych ludzi w krematoriach, ale niech im będzie. Było minęło. Mnie samego rozbawił plakat reklamujący wakacje w Polsce: „jedź do Polski, twój samochód już tam czeka”. Skoro jednak oni nadal przestrzegają przed niebezpieczeństwami grożącymi Niemcom w Polsce, wyśmiewając się z polskiej gospodarki (Polnische Wirtschaft) to ja w drodze rewanżu też się po Niemcach przejadę. Tym bardziej, że mam powód. O perypetiach z opieszałą firmą ubezpieczeniową HDI pisałem kilka miesięcy temu. Teraz mam dla Państwa nowe kwiatki.
       Wróciłem właśnie (7 marca 2010) ze sklepu niemieckiej firmy Real, gdzie wystawiona na promocji butelka płynu do mycia Cif wraz ze szmatką gratis kosztuje 8,49 zł, a taka sama butelka „bez szmatki gratis”, kosztuje 8,29 zł. Wynika z tego, że po niemiecku gratis to 20 groszy. Czyli co? Kłamią! Albo taki Domestos, w tymże samym niemieckim sklepie, z kostką odświeżającą kosztuje 11,99 zł, w tym kostka 1 zł, natomiast bez kostki za 1 zł kosztuje 9,99 zł. Ponieważ jednak 11,99 minus cena kostki czyli 1 zł to 10,99 zł, a nie 9,99 zł, czy to przypadkiem nie znaczy, że znowu kłamią, licząc za kostkę dwukrotnie więcej?
          Nie tylko Real ma problemy z trzymaniem się zasad. Dotyczy to także monopolisty w dziedzinie produkcji energii elektrycznej dla Warszawy, znanego pod skrótem drogim jeszcze 20 lat sercu każdego Polaka, RWE (Radio Wolna Europa). To niemieckie RWE jednak ma niewiele wspólnego z wolnością i z Europą. Przykład: kilka miesięcy temu otrzymałem zawiadomienie, że zalegam z płatnościami za energię coś koło 60 zł. w związku z czym mam w ciągu 7 dni obowiązek należność zapłacić pod groźbą pociągnięcia mnie do odpowiedzialności  s ą d o w e j.
      Manko na koncie wywołane było zamieszaniem związanym z sześciomiesięcznym „szacunkowym” cyklem płatności, nie kwestionuję jednak, że byłem RWE winien te pieniądze i w dwa dni po otrzymaniu wezwania, należność uregulowałem, „z górką” na odsetki.
      W wezwaniu nie było słowa o groźbie pozbawienia mnie energii elektrycznej, więc tym bardziej zdziwiłem się, gdy jeszcze przed upływem 7 dni dostawca energii wyłączył prąd w moim mieszkaniu. Udałem się do punktu obsługi klienta, żeby sprawę wyjaśnić, gdzie mnie poinformowano, że co prawda dług na konto RWE wpłynął, jednakże pieniądze znalazły się na innym koncie niż to, które podano w wezwaniu i dlatego aby ponownie mieć energię elektryczną muszę zapłacić karę. 
       Nie mając wyboru, bo RWE jest monopolistą musiałem zapłacić 95 zł opłaty za przywrócenie serwisu, za który już raz zapłaciłem. Mimo moich protestów, że kara jest nieproporcjonalna do popełnionego wykroczenia, że została wymierzona przed terminem podanym w ostrzeżeniu, że jest bezpodstawna, bo z jednej strony w wezwaniu nie wspominano o ewentualności odcięcia energii elektrycznej, co ważniejsze, pieniądze na konto RWE wpłynęły w terminie, a jeśli to było „inne konto” i chcieli mnie ukarać, to należało mi omyłkową wpłatę zwrócić, albo przynajmniej mnie o tym zawiadomić, niemiecki monopolista stanął na stanowisku, że kara mi się należy i schluss. Mogłem, co prawda, iść do sądu i tam domagać się sprawiedliwości, ale mam już swoje lata i wątpię czy przy obecnym tempie działania wymiaru sprawiedliwości dożyłbym wyroku. Nie mówiąc o tym, że zatrudnienie adwokata kosztuje w Polsce ok. 5 – 10 razy więcej niż wysokość przeciętnego roszczenia. Podobnie jak większość naciągniętych przez nieuczciwy biznes (na kwotę niższą niż wynosi najniższe honorarium adwokackie), spuściłem uszy po sobie starając się innymi drogami dojść do prawdy. 
 
Deutsche Wirtschaft
 
      Jako zwolennik wolnego rynku, człowiek oddany prywatnej przedsiębiorczości, od lat walczący o jej prawa piórem zachodziłem w głowę, jak to możliwe, że RWE tak mało ceni sobie dobre stosunki ze swoimi klientami, że w sposób tak bezpardonowy potrafi mu przywalić w sam nos. W obecnej dobie, wyłącznie energii elektrycznej wiąże się z pozbawieniem człowieka podstawowych funkcji życiowych: telefon, ogrzewanie, wyżywienie, przechowanie żywności, Internet i parę innych niedogodności. Nawet nie sprawdzili, czy w domu jest małe dziecko albo osoba niesprawna. W USA w wielu rejonach dostawcy elektryczności bywają monopolistami, a mimo to coś podobnego jest nie do pomyślenia. Amerykanie baliby się tak postąpić w obawie o reputację, nie mówiąc o groźbie odpowiedzialności za wyrządzone szkody. Niemcy się nie boją.
        Rozumiem, że jestem recydywistą, że uchylam się złośliwie od płacenia rachunków, że mam fatalną historię kredytową, ale pod tym względem jestem czysty jak łza. Nigdy w życiu nic takiego mi się nie zdarzyło. A mimo to wyłączyli, bo tak chcieli. A chcieli, bo mogą. Dlaczego mogli? Bo są monopolistami. Nie zdobyli swego monopolu, jak np. Microsoft, dzięki wysokiej satysfakcji zapewnianej konsumentom, nie dzięki wyjątkowej jakości swych usług, lecz dlatego, że udzielili mu go niemądrzy, a może i nieuczciwi politycy. Urząd Regulacji Energetyki, który ma rzekomo chronić polskich obywateli przed niemieckim monopolem nie tylko nie odpowiedział na moje protesty, ale dodatkowo, godzi się m.in. na to, że zaprzyjaźniona ze mną warszawska firma płaci (podobno w majestacie prawa) za prąd po ok. 100 zł za 1 kWh czyli od 20-30 razy więcej niż średnia światowa. To ma być instytucja państwowa chroniąca interesy obywateli? 
         Real też, może nas okłamywać , bo inni politycy, rzekomo w trosce o tzw. drobny handel wstrzymali wydawanie zezwoleń na budowę nowych supermarketów, ograniczając tym samym konkurencję w handlu i zapewniając sklepom już istniejącym niezasłużony przywilej quasi-wyłączności.
         Zostaliśmy osaczeni, porównanie do łapanki samo ciśnie się pod pióro: z jednej strony przez skorumpowane instytucje państwowe, z drugiej zaś przez bezwzględnych przedsiębiorców. To nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem, na który wspomniane firmy niemieckie się powołują. Ani tym bardziej z podstawową zasadą wymiany handlowej, która wymaga od stron – tak biznesu jak i konsumenta, wzajemnej uczciwości oraz szacunku.  
 
Jan M Fijor
www.fijor.com
Jan M Fijor
O mnie Jan M Fijor

Nazywam się Jan M Fijor. 20 lat na emigracji w USA, Argentynie i Meksyku. Pracowałem tam jako barman, pośrednik, makler, doradca finansowy.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka