Jan M Fijor Jan M Fijor
235
BLOG

Gość w dom

Jan M Fijor Jan M Fijor Polityka Obserwuj notkę 1

        Amerykanie nie mogą znieść obowiązku wizowego dla Polaków, ponieważ zbyt duża liczba podań obywateli polskich o wizę jest przez ambasady i konsulaty odrzucana. Argumentacja ta przypomina popularną w PRL grę karcianą, zwaną „chruszczówka”, w której stroną zwycięską był zawsze „Chruszczow”, ponieważ to on ustalał w trakcie gry jej reguły, których rzecz jasna inni gracze nie znali.

 
       Jeśli status wizowy Polaków zależy od liczby podań odrzuconych (ich udział nie może przekroczyć 3 procent), wystarczy odrzucać odpowiednią ilość, by Polacy nigdy nie osiągnęli statusu bezwizowców. Wszak kryterium odmowy przyznania wizy jest indywidualną sprawą każdego konsula, który może odrzucić wizę tylko dlatego, że wskaźnik odrzuceń jest akurat niepokojąco niski. N.b. obecnie wynosi on ok. 13 procent. Takie mgliste kryterium uniemożliwia odrzuconym jakąkolwiek procedurę odwoławczą, gdyż nie wiadomo od czego się właściwie odwoływać. Zresztą w praktyce Departament Stanu pozbawił prawa do odwoływania się od decyzji konsula i sprawa jest załatwiona.
       W wyjątkowych okresach historii Amerykanie stosowali przywilej przyznawania obywatelstwa osobom, które zdecydowały się walczyć o bezpieczeństwo USA. Tak działo się w trakcie wojny wyzwoleńczej, koreańskiej, wietnamskiej…Kiedy Polacy zaczęli walczyć o bezpieczeństwo Ameryki, czy to w Iraku czy w Afganistanie, starego zwyczaju zaniechano. Dlaczego? Nie wiem. Mogę się jedynie domyślać. Być może w ten sposób wskaźnik odmów wiz dla obywateli polskich spadłby i popsuł statystyki? W dzisiejszej sytuacji nawet Kazimierz Pułaski i Tadeusz Kościuszko mieliby problemy z wizą, w końcu obaj jechali do Ameryki pracować nielegalnie. Na szczęście w owych czasach Departamentu Stanu nie było, dzięki czemu mogli zostać bohaterami Stanów Zjednoczonych.
  
      Making long story short, administracja amerykańska ośmiesza się polityką wizową w stosunku do Polaków. Zwłaszcza, że na odmowach i restrykcjach tracą najwięcej sami Amerykanie. Polacy jadą dzisiaj do USA na zakupy. Jeśli nie pojadą do USA, to obkupią się gdzieś w Azji lub Europie. Do roboty jadą już tylko niezdecydowani, albo desperaci. Ludzie ci podejmują się pracy, której nie chce wykonywać nawet nielegalny Haitańczyk. Nikomu miejsca mnie zabierają, wręcz przeciwnie, bez nich pozostałoby ono nie obsadzone, a praca niewykonana, o czym świadczą masowe upadłości firm sprzątających, zajmujących się pośrednictwem w znalezieniu niani do dziecka, czy budowlanych. Nawet ostatnia poprawa kursu dolara nie jest w stanie uatrakcyjnić Stanów Zjednoczonych do poziomu porównywanego z okresem późnego Gierka i stanu wojennego. Dzisiaj więcej niż na Jackowie czy Greenpoincie można zarobić w Grudziądzu lub Czeladzi, dokąd nie trzeba się tłuc przez pół świata, gdzie nie trzeba się chować przed Immigration, tułać po basementachi upijać z tęsknoty. W zasadzie jedyną grupą Polaków, którzy widzą głębszy sens pracy w USA to super zawodowcy: informatycy, automatycy, naukowcy, specjaliści od robotyki oraz „gwiazdy”, takie jak: Pudzian, Możdżer, Bachleda - Curuś i coraz liczniejsza gromadka operatorów filmowych z Hollywood. Ci ludzie z wizą problemów nie mają. Dają sobie dobrze radę w Polsce, dają w Europie, amerykańska innowacyjność i konkurencyjność w dziedzinie high tech i w show businessie wciąż stwarza pokusę wysokich zarobków. Problem w tym, że coraz większą ich część pożera inflacja i fiskus. Administracja prezydenta Obamy opracowuje właśnie nowy program podatkowy „równania w dół”, który ma spłaszczyć piki zarobkowe. Zresztą ilu takich super zawodowców i gwiazd mamy w Polsce? Sto, dwieście osób rocznie?
 
       Istniejąca polityka wizowa świadczy o braku profesjonalizmu służb celnych i imigracyjnych, zaś antypolskie nastawienie Departamentu Stanu, bo to jest instytucja pałająca wrogością wobec obywateli polskich, wpisuje się w antyimigranckie nastroje z czasu Wielkiego Kryzysu, Nowego Ładu, czy później, co odbijało się niekorzystnie na wynikach gospodarczych USA, nie mówiąc o nastrojach samych Amerykanów świadomych niszczenia przez ich własny rząd fundamentów ustrojowych, wśród których wolność i imigracja zawsze odgrywały pierwszoplanową rolę.
         Taka polityka rodzi frustrację i pogłębia kryzys, co jeszcze bardziej zniechęca Polaków do wyjazdu za ocean.
        W ciągu ostatnich 4 lat liczba obywateli polskich, którym przyznano wizy wjazdowe do USA spadła z ponad 7000 w roku 2006, do nieco ponad 2000 w roku ubiegłym. Jest to mniej niż wynosi liczba Amerykanów starających się o pracę w Polsce, wśród których coraz liczniejsza jest grupa pracujących nielegalnie. Z tym, że u nas nikt z tego nie robi problemu, bo i po co? Od wieków przecież wiadomo, że „gość (i to nawet nielegalny) w dom, to Bóg w dom”.
 
 
Jan M Fijor
 
Jan M Fijor
O mnie Jan M Fijor

Nazywam się Jan M Fijor. 20 lat na emigracji w USA, Argentynie i Meksyku. Pracowałem tam jako barman, pośrednik, makler, doradca finansowy.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka